Małgorzata Lipka
– „Przez dwanaście lat uczył mnie w szkole religii, był opiekunem chóru Laudate Dominum”.

Odszedł od nas wspaniały Duszpasterz, Nauczyciel, Przyjaciel, Wielki Człowiek. Ksiądz Roman Indrzejczyk.

Mówił o sobie "zwyczajny ksiądz", jednak wszyscy, którzy go znali, wiedzą jak wyjątkowym był człowiekiem, i ile dobra uczynił w swoim życiu.

Ksiądz Roman udzielał mi pierwszej Komunii świętej, Bierzmowania, przez dwanaście lat uczył mnie w szkole religii, był opiekunem chóru Laudate Dominum, towarzyszem podróży. W przyszłości miał chrzcić dzieci wszystkich chórzystek. Nie zdążył. Jego śmierć jest dla mnie i moich przyjaciół tragedią osobistą, głęboko przeżywamy jego odejście i bardzo za nim tęsknimy.

Dla mnie był kimś więcej niż tylko nauczycielem. Był mentorem, autorytetem, przyjacielem, opiekunem i wspaniałym kompanem, nie tylko podróży. Swoją dobroć i miłość do drugiego człowieka okazywał na co dzień. I uczył nas, swoje dzieci, tego samego. Swoim życiem dawał przykład, jak szanować i kochać bliźnich, bez względu na wyznanie, poglądy polityczne, wygląd czy wiek. Oprócz tego, że był wspaniałym kaznodzieją i człowiekiem nadzwyczajnej mądrości, miał poczucie humoru i był zwyczajnie człowiekiem radosnym. Z jego osobą wiąże się cała masa wspomnień, jedno z nich to lekcja religii w szkole podstawowej- w momencie kiedy Ksiądz wchodził do klasy, wszystkie dzieci biegły i oblepiały go uściskami, chowały się pod jego sutannę. W liceum po lekcjach niejednokrotnie wyjmował z kieszonki swojej wysłużonej sutanny czekoladę, i częstował nas nią "na osłodę życia". Uwielbiał śpiewać, na każde słowo potrafił znaleźć piosenkę, a że niestety czasami fałszował, melodia pewnych pieśni kościelnych, których nas uczył, do dziś pozostaje tajemnicą. Zjeździłam wraz z nim, i naszym chórem, pół Europy, a także polskie góry, które kochał. W czasie wędrówek wykazywał się niezwykłą wytrzymałością, siłą i pogodą ducha. Z sukcesów swoich uczniów cieszył się jak ojciec, i jak ojciec był z nas dumny. Zawsze uśmiechnięty, zawsze gotowy wysłuchać, doradzić, pomóc, zaśpiewać. Roztaczał wokół siebie atmosferę dobra i bezpieczeństwa. Jestem pewna, że towarzyszyła mu aureola. Zawsze tolerancyjny, nigdy nie osądzał innych, starał się zrozumieć motywy działania każdego, nawet ludzi, którzy nie byli mu życzliwi. Uczył nas najważniejszych wartości w sposób dyskretny, nigdy nie narzucając swojego zdania. Do końca pozostawał skromny, uprzejmy, wesoły, a także elegancki. Nie rozstawał się ze swoim grzebyczkiem, którym przyczesywał włosy w najmniej oczekiwanych momentach.

Wspierał wszystkich ludzi, którzy tego potrzebowali, nawet, gdy zaczął pełnić obowiązki kapelana Prezydenta RP, zawsze znajdował czas dla tych, którzy go potrzebowali.

Ciepły, opiekuńczy, troskliwy, pełen serdecznych myśli i gestów w stosunku do innych. Wiarę w Boga przybliżał przez swoje święte uczynki na ziemi, mówiąc zawsze, że naszą misją i powołaniem nie jest umartwianie się, ale bycie z bliźnimi, pomaganie im, dobre, uczciwe, a także szczęśliwe życie.
Nie jestem w stanie wyrazić słowami mojego bólu po tej stracie. Jeszcze trzy lata temu, Ksiądz bawił się z moją klasą na naszej studniówce, przez lata kolejne nigdy nie zapominał o swoich podopiecznych, dzwoniąc, troszcząc się, zawsze wysyłając nam sms-y z podróży. Ze swojej ostatniej podróży też wysłał do mnie smsa z pozdrowieniami z Katynia. Zrobił to o godzinę za wcześnie.

Ksiądz Roman. Ktoś zwyczajnie ludzki, i jednocześnie nadzwyczajny. Dla świata - wielki i zasłużony, dla mnie - bliski, kochany, i dobry. Takiego go zapamiętam i postaram się żyć tak, żeby wciąż mógł być ze mnie dumny.

-----------------------------------------------------------------------------

Wspomnienie pochodzi z książki pt. „Był z nami… ks.Roman Indrzejczyk - żoliborski duszpasterz (1986-2010). Wspomnienia…”, Warszawa 2010.