Marnotrawny syn…
(z sercem ciężkim od win)

Lat ponad czterdzieści…
Boga zastawiłeś, a Kościół zwalczałeś,
w pracy twej – mówiłeś – było to konieczne,
                                           żeby żyć dostatnio.

Wrzeszczcie zapragnąłeś
                       powrócić do Boga,
                                do dziecięcych przeżyć,
                                        do wiary młodości.

Byłeś już wysoko
                       w partyjnych strukturach,
lecz cię wyrzucili…
                       odebrali wszystko!

Czy zmieniłbyś życie,
                        gdyby twa kariera nie była zniszczona?
                        (tak, jak ty czasami niszczyłeś ją innym)
Sam mówisz, że nie wiesz…
                         - było ci wygodnie,
                           nie musiałeś myśleć.

Chciałeś  potwierdzenia,
                           że Bóg ci przebaczy …
                                       odmienić się chciałeś,
                                          pragnąłeś modlitwy.

Pożyczyłeś brewiarz (modlitwy kapłańskie)…
                           byłeś zachwycony, jak piękne są psalmy.
I ty, stary człowiek,
                           jak dziecko płakałeś…

Decyzję podjąłeś!
               wszelkie zło naprawiać,
               zwykłym ludziom służyć
                                i dobro ocalać…
                idącym w karierę swój przykład pokazać…
                bo może się uda chwiejnych uratować…
                                              zanim wpadną w sidła
                                                             złej ideologii.

Że Bóg ci wybaczył…
              już się dowiedziałeś!
ludzie, co cię znali, czy się nie odwrócą
                                       i czy ci uwierzą,
                                       żeś już inny człowiek?

Martwiłeś się tylko - 
                        w życiu, co się kończy,
                                        wszystkiego nie zdążysz,
                                             nie dasz rady zmienić.