Moje góry...
To już raz kolejny
wspinam się na Zawrat.
Chcę zdobyć Rysy,
Kozi Wierch podziwiać,
na Ornaku leżeć,
Świnicą się zmęczyć,
na Kościelec drapać,
Orlą Perć zaliczać…
Patrzeć na szarotki
z Kominów Tylkowych…
przezrocza im zrobić
(jak dziecko się cieszyć)
przeżywać pokusę
- znowu natarczywą –
by choć jeden kwiatek
w swym archiwum schować.
W Dolinie Strążyskiej
spacerować sobie…
zgodzić się z tradycją
„piękna to dolinka”.
.
Chcę znów w Pięciu Stawach
- jak za dawnych czasów –
raczyć się szarlotką…
(wiem, na pewno będzie)
W Hali Kondratowej –
(innego nic nie ma)
bigos lub fasolkę
z apetytem zjadać…
na Gąsiennicowej,
w słynnym Murowańcu,
stać w długiej kolejce
po zwykłą herbatę…
na Granaty idąc
podziwiać Pod Fajki
i świstaka słuchać
po raz nie wiem który…
i z Czerwonych Wierchów
kozice oglądać,
a w Pustej Dolince
znów się z śniegiem zmierzyć…
na Koziej Przełęczy
drżenia nóg doświadczyć…
I – może, jak kiedyś –
powiedzieć „już nigdy”!
a potem zapomnieć,
z nową pasją wrócić,
„dobrze, że są góry”
po prostu powiedzieć.