Ks. Michał Skibiński – przyjaciel x. Romana
-----------------------------------------------------------------------------
Wspomnienie z okazji odsłonięcia płyty upamiętniającej ks. Romana - 5.10.2015

Gdy myślę o księdzu Romanie w związku z odsłonięciem płyty, to przypomina mi on papieża Franciszka. Jakby był jego poprzednikiem. Oczywiście, jest to tylko gra wyobraźni, bo chociaż ksiądz Roman jest nieco od papieża Franciszka starszy, to jednak żadnego kontaktu ani wpływu na siebie nie mieli. Niemniej warto przypomnieć sobie pierwsze słowa papieża Franciszka do ludzi: „dobry wieczór” – powiedział tak po raz pierwszy w historii kościoła. Każdy papież witał, w pierwszych słowach mówiąc „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. A papież Franciszek chciał dotrzeć do wszystkich ludzi. Zdawał sobie sprawę, że wśród tych tysięcy zgromadzonych na placu jest wielu ludzi niewierzących. Chciał zwrócić się także i do nich. Dlatego pierwszymi słowami rozpoczynającymi jego pontyfikat było „dobry wieczór”. I chyba takim samym człowiekiem był ksiądz Roman, otwarty na wszystkich. Nie tylko na katolików, wiernych, przychodzących codziennie, czy co niedziela, do kościoła. Ale otwarty naprawdę na wszystkich ludzi. Takie podobieństwo do papieża Franciszka przychodzi mi na myśl od samego początku. Ksiądz Roman był otwarty na inne wyznania, na inne religie i na wszystkich ludzi, którzy potrzebowali pomocy.

Przywołam także ostatnie wydarzenie z życia papieża Franciszka. Po wizycie w Kongresie Stanów Zjednoczonych papież udał się na obiad z ubogimi i bezdomnymi. Zamiast z kongresmenami papież wybrał posiłek z biednymi. Znów widzę tu podobieństwo do księdza Romana, który razem z Jackiem Kuroniem stworzył stołówkę dla ubogich przy placu Inwalidów. To było właśnie to otwarcie na potrzebujących, ubogich i duchem, i czasami materialnie. Zawsze był otwarty, zawsze współczujący i nieżałujący swego, ani czasu, ani rzeczy materialnych, ani swojej wiedzy, którą ze wszystkimi ochoczo się dzielił. Był naprawdę dla wszystkich i naprawdę wszystkimi się opiekował. To był taki człowiek, który jakby poprzedzał dzisiejsze działania papieża Franciszka.

-----------------------------------------------------------------------------

Tekst pochodzi ze wstępu do książki „Myśli zebrane 1961-2012 Ks. Roman Indrzejczyk”, Warszawa 2011.
-----------------------------------------------------------------------------

Ks. Roman Indrzejczyk urodził się 14 listopada 1931 roku w Żychlinie. Tutaj przeżył swoje dzieciństwo, lata II Wojny Światowej, tutaj uczył się aż do matury. W młodzieńczych latach nie tylko się uczył, również uprawiał sport i to jak na przyszłego duchownego „nietypowy” – mianowicie boksował i to z dobrym skutkiem. Jak w rozmowach koleżeńskich wspominał, zdobył nawet w swojej kategorii tytuł wicemistrzowski. Wspominam o tym, bo świadczy to o Jego odwadze, którą wielokrotnie w życiu wykazywał oraz o Jego osobowości, dla której charakterystyczna była decyzja zerwania z boksem, mimo odnoszonych sukcesów. Tę decyzję podjął po walce, w której znokautował przeciwnika. To poczucie wyrządzonej komuś krzywdy i możliwość powtórzenia się takiej sytuacji zadecydowała o skończeniu z boksem.

Jednocześnie dojrzewało w Nim powołanie kapłańskie. Dlatego bezpośrednio po zdaniu matury w 1951 roku zgłasza się do Seminarium Duchownego. W tamtych czasach Żychlin należał do Archidiecezji Warszawskiej, dlatego zaczyna studiować w Seminarium Duchownym w Warszawie. Tutaj Romana poznałem. Sam wstąpiłem do Seminarium rok wcześniej, dzięki czemu przez cztery lata wspólnie studiowaliśmy, mogliśmy się stosunkowo dobrze poznać, jako „sąsiadujące” roczniki mieliśmy wiele wykładów wspólnych, na których Roman odznaczał się jako student zdolny, zdyscyplinowany, koleżeński, a nadto w codziennym współżyciu pod jednym dachem dał się poznać jako człowiek naprawdę kulturalny.

Roman otrzymał święcenia kapłańskie 8 grudnia 1956 roku z rąk Sługi Bożego Ks. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Były to pierwsze święcenia, jakich udzielił Kardynał Wyszyński po powrocie z uwięzienia w Komańczy.

Bezpośrednio po święceniach został skierowany na wikariat w Drwalewie, miejscowości położonej przy drodze między Ojcowem a Górą Kalwarią. Drwalew to stara parafia erygowana w XV wieku. Jednak pół wieku temu była to mała wiejska parafia.

Już w czasie najbliższych „przenosin” w lecie 1957 roku Ks. Roman zostaje skierowany do pracy w dużej, prężnej duszpastersko parafii w Grodzisku Mazowieckim.

Ostatni papieże często przypominali, że istotną misją Kościoła jest ewangelizacja. Jak ta misja Kościoła była spełniana w życiu i życiem ks. Romana przypominają karty książki pt. „Myśli zebrane 1961-2012 Ks. Roman Indrzejczyk”. Pierwsze zachowane myśli zapisane własnoręcznie przez Niego, a służące Mu do głoszenia Ewangelii datuję na rok 1961, czwarty już rok Jego kapłaństwa. To czas Jego ostatniego roku posługi w Grodzisku Mazowieckim. Charakterystyczne, że pierwsza zachowana homilia odnosi się do dnia Zmartwychwstania Pańskiego, które to wydarzenie jest fundamentem całej ewangelizacji. Z czasów „Grodziska” mamy w książce 16 homilii bądź myśli do homilii, od 2 czerwca do 16 bądź 26 sierpnia. Zdumiewające, jak bardzo te myśli młodego kapłana przybliżają ludziom Boga, Jego miłość, Jego miłosierdzie, a jednocześnie jak bliskie są ludzkim przeżyciom – kłopotom, rozterkom, słabościom. Może, ze względu na mały przed soborem kontakt z Pismem Świętym, prawdy o Bogu Kochającym i miłosiernym nie były wtedy tematem „nośnym”. W Seminarium Duchownym przestrzegano nas przed warunkami Siostry Faustyny i Jej Dzienniczkiem.

W kazaniach z Grodziska szczególnie warto zwrócić uwagę na słowa wygłoszone 9 lipca na Mszy Świętej prymicyjnej. Te słowa pomagają nam zrozumieć jak ks. Roman przeżywał swoje kapłaństwo. Jak szeroko pojmował ewangelizację całym swoim życiem – jak bardzo troszczył się o to, aby być autentycznym świadkiem głoszonej Ewangelii we wszystkich okolicznościach życia.

Poza amboną (to było wtedy miejsce głoszenia Słowa Bożego) ks. Roman szczególnie dużo angażował się w pracę z młodzieżą. Jak wiemy, było to Jego „oczko w głowie” po ostatni dzień życia. Był chyba jedynym w Warszawie, prawie 80-letnim czynnym prefektem w szkole!

W Grodzisku musiał sobie Autor myśli zdobyć „dobrą markę”, o czym świadczy fakt, że po czterech latach owocnej pracy, zostaje przeniesiony w 1961 roku do parafii św. Aleksandra w Warszawie, gdzie proboszczem był ks. Biskup Zygmunt Choromański, sekretarz Episkopatu Polski, który sobie osobiście wybierał wikariuszy. Gdy pod koniec sierpnia ks. Roman przyszedł do parafii św. Aleksandra, na plebanii trafił na zupełnie dla Niego nowe środowisko. Pracowało tutaj ośmiu księży. Wszyscy byli od Niego starsi. Najbliższym mu wiekiem byłem ja, gdzie pracowałem już od trzech lat jako duszpasterz głuchoniemych, gdyż znajduje się tu centrum duszpasterstwa i katechizacji dla ludzi głuchych. W tak licznym i różnorodnym gronie ciekawie było słuchać kazań współbraci. Słuchałem kazań, albo na zasadzie sprzeciwu – to trzeba by powiedzieć inaczej, albo na zasadzie korekty – to trzeba by pogłębić bądź rozwinąć, bądź z aprobatą – „to kupuję”, mógłbym się pod tym podpisać. Dobrze pamiętam, że słuchając ks. Romana, miałem zawsze to ostatnie uczucie.

W książce oddawanej do rąk czytelnikowi znajdują się 32 kazania z rocznego Jego pobytu na Placu Trzech Krzyży. Pierwsze datowane na 31 sierpnia 61 roku: „Istota wychowania”, na początek roku szkolnego, ostatnie z dnia 10 czerwca 1962 roku w dzień Zesłania Ducha Świętego, które zatytułował „Moc Ducha”.

Po roku ks. Roman zostaje przeniesiony na wikariat na Nowym Mieście w parafii Nawiedzenia N.M.P. Myślę, że powodem przeniesienia była właśnie Jego „moc ducha”. Na cotygodniowych zebraniach parafialnych w mieszkaniu ks. Biskupa zawsze mówił to, co uważał za słuszne, nie licząc się z ewentualną dezaprobatą Gospodarza. Ten ostatni nie był chyba do tego przyzwyczajony i stąd ta zmiana. Uprzedzając fakty warto zauważyć, że tak samo było na dwóch następnych parafiach – rok po roku „mocny duch” zmieniał miejsce pobytu.

Następne Słowo Boże już na nowej parafii z dnia 23 sierpnia 63 roku, mówiące o wychowaniu z okazji zbliżającego się nowego roku szkolnego. Z pobytu w parafii Matki Bożej Loretańskiej na Pradze zachowały się jeszcze dwie niedatowane homilie – pierwsza o wdzięczności, druga z okresu dawnego „przedpościa" zatytułowana: „Oczyszczać życie”. Znajdujemy także z tego czasu wygłoszone w dniach 27 – 29 marca 1964 roku nauki rekolekcyjne. Jeszcze niedatowane rozważania o wierze: „Wiara nasza” i na sam koniec pracy w parafii na Pradze z datą 2 sierpnia medytacja: „Realizacja pragnień”. Tu kończy się pobyt ks. Romana w Warszawie.

W sierpniu 1964 roku zostaje przeniesiony do Pruszkowa na samodzielną placówkę. Ma dopiero 8 lat kapłaństwa, a stoją przed Nim dwa bardzo trudne zadania.Pełnienie służby kapelana w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach oraz tworzenie tutaj w oparciu o szpitalną kaplicę, zalążków nowej parafii. Przyszedł na bardzo trudny grunt. Były to czasy nieprzychylnej dla Kościoła „gomułkowszczyzny”, a dyrektor szpitala, deklarujący się jako ateista, utrudniał poprzednikowi ks. Romana wszelką pracę duszpasterską. Ks. Roman zaczął spokojnie zdobywać sobie zaufanie (i wyznania!) dyrekcji szpitala i mieszkającego w pobliżu kaplicy społeczeństwa. Z czasem z Dyrektorem szpitala nawiązał przyjazne kontakty – do tego stopnia, że przydzielił Mu, aby nie musiał dojeżdżać kolejką z Pruszkowa, mieszkanie na terenie szpitala! Miał doskonały kontakt z chorymi, zawsze będąc na ich usługi, a także prowadził niekonwencjonalne duszpasterstwo wśród okolicznej ludności, czego sam byłem mimowolnym światkiem i uczestnikiem. Któregoś roku (były to lata siedemdziesiąte) zaproponował mi głoszenie rekolekcji wielkopostnych, które miały nietypową formę. Nauki odbywały się wieczorem przez 6 sobót Wielkiego Postu. Twierdził, że łatwiej ludziom pracującym, bardzo często w Warszawie, zorganizować sobie czas w sobotę raz w tygodniu, niż trzy dni z rzędu.

W Pruszkowie w kaplicy pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego ks. Roman pracował 22 lata od roku 1964 do 1986. Bogate w wydarzenia czasy: Gomułka, Gierek, Solidarność, stan wojenny. Z tych 22 lat zachowało się tylko 14 homilii. Pierwsza z nich zatytułowana: „Wielka i zwycięstwo”, a ostatnia z datą 10 sierpnia na dzień św. Wawrzyńca ma tytuł „Warto obumierać”. Jeśli wspomnimy czasy Jego pobytu w Pruszkowie i koniec Jego życia, stanowią tytuły wymowne.

W zbiorze jest jeszcze 7 homilii niedatowanych. Trudno określić gdzie były wygłoszone. Ostatnia z nich nosi intrygujący tytuł „Dobro przegrywa?”. I jeszcze ostatnie zdania z tej homilii: „smutek jest nieuzasadniony – dobro nie musi przegrywać”.

Dobrze zapisane w tej książce myśli będą już z pracy w Warszawie. Tutaj na Żoliborzu w Parafii Dzieciątka Jezus był proboszczem od 1986 roku do 2004, kiedy przeszedł na emeryturę, dalej udzielając się w parafii.

To, czego tutaj dokonał dla ewangelizacji, dla Solidarności, dla Polski – nie jest już materiałem na przedmowę do książki, ale na poważną pracę naukową z najnowszej historii Polski, napisanej najlepiej przez prawdziwego Żoliborzanina.

Pod koniec 2005 roku ks. Roman zostaje kapelanem Prezydenta Rzeczypospolitej Polski Lecha Kaczyńskiego. Ale swojej posługi nie ogranicza do Kancelarii Prezydenta. Dalej w niedzielę sprawuje Eucharystię w parafii Dzieciątka Jezus, dalej do ostatniego dnia życia uczy młodzież w szkole. Był na służbie dosłownie aż do śmierci 10 kwietnia 2010 roku. Zginął razem z tymi, którym służył.

Zgodnie ze wskazaniami ks. Romana zawartymi w Jego myślach zapisanych w tej książce nie płaczę, ale cieszę się na wydanie tej książki na 80-lecie Jego urodzin. Myślę, że dla wielu czytelników ta publikacja będzie doskonałą okazją dla pogłębionej refleksji nad swoim życiem, nad swą relacją do Boga, nad poprawnością swych kontaktów z ludźmi.

Czego wszystkim czytelnikom ośmielam się życzyć.