Karolina Gontarczyk
Na samo wspomnienie księdza Romana Indrzejczyka uśmiech pojawia się na twarzy. Bo to nie był „zwykły ksiądz”. To był prawdziwy przyjaciel ludzi, a dzieci przede wszystkim. Był niezwykły – pełen ciepła, zawsze spokojny, uśmiechnięty, cierpliwy.
Miałam chyba 7 lat, gdy go poznałam. Chodziłam do niego na religię do małego, tworkowskiego kościółka. Ale to nie były zwykłe lekcje religii. Podczas gdy moi rówieśnicy z innych parafii musieli na pamięć wykuwać lekcje katechezy, my siadaliśmy w kółku i często przy kawałku ciasta czy słodyczach, którymi obdarowywał nas ksiądz Roman, słuchaliśmy jego opowieści o życiu Chrystusa niczym najciekawszych bajek. Nie pamiętam, żeby komuś z nas postawił ocenę z religii niższą niż 5. Za wklejony obrazek do zeszytu, za rysunek. Tak opowiadał o swoim podejściu do uczniów w wywiadzie opublikowanym w Gazecie Wyborczej - „Zdarzało mi się nieraz usłyszeć: proszę księdza, nie zasługuję na taką ocenę. Odpowiadam wtedy: Wiem, ale wydaje mi się, że masz w sobie wiele możliwości i chęci. Więc jeśli teraz na piątkę nie zasługujesz, no to zasłuż”. Można było przyjść do niego z każdym problemem, nikogo nie pozostawiał samemu sobie.
Pamiętam również słynne Msze za Ojczyznę, które ksiądz Roman odprawiał w tworkowskim kościele w latach 80-tych. Gromadziły one tłumy, ludzie przyjeżdżali z innych parafii. Czasem ksiądz Roman głośno wyrażał swoje obawy, czy tym razem zdoła sam opuścić kościół, czy też zostanie z niego wyprowadzony.
Wszyscy lgnęli do księdza Romana, bo to był człowiek niezwykły. Choć jakiś czas temu odeszłam od kościoła katolickiego i jego nauk to postać księdza Romana Indrzejczyka na zawsze pozostanie w mojej pamięci. I czuję się zaszczycona, że dane było mi poznać tego niezwykłego człowieka. Trudno pogodzić się z jego odejściem, szczególnie, że nastąpiło to w tak tragicznych okolicznościach.
-------------------------------------------------------------------------------
Wspomnienie ukazało się 16 kwietnia 2010 w gazecie WPR24