Tomasz Kunert

Po mszy w kościele Dzieciątka Jezus, którą odprawiał x. Roman, zaproszony zostałem przez siostrzeńca na spotkanie harcerzy z kombatantami Powstania Warszawskiego. Wchodząc na zakrystię spotkałem się w przejściu z x. Romanem, który w kielichu niósł Ciało Pańskie. Ze wstydem wyznam, że coś sprawiło, że nie ustąpiłem mu drogi, a po chwili było już za późno, bo to x. Roman skromnie mi ustąpił. Jednocześnie wyraźnie czułem, być może z jego mowy ciała, że nic w jego oczach nie straciłem. Tak bardzo jest dla mnie podobny w tamtej sytuacji do Jezusa, którego niósł po mszy do tabernakulum.

Widziałem x. Romana tylko dwa, czy trzy razy i nie rozmawiałem z nim. Po katastrofie otrzymałem broszurę ze wspomnieniami jego przyjaciół, którą czytałem z wielką radością w sercu. Myślałem o nim jak o bliskiej osobie i czułem, że i on mnie pamięta. Od niedawna zaś zaliczam go do niewielkiej grupy świętych, których darzę wyjątkową przyjaźnią.