20 czerwca - po kolejnym ślubie...

Że stary już jestem, może nie zobaczę
rozwoju małżeństwa, które powiązałem…

W wizjach swoich widzę zgodne wasze życie
- jak lat wam przybywa (nie będzie inaczej) -
ale atrakcyjność tej waszej miłości
zostaje niezmienna, jeszcze się pogłębia…

Znam was bardzo mało – Caroline, Martin.
Byłem razem z wami podczas ceremonii
i godów weselnych radośnie przeżytych.
Patrzyłem wam w oczy, spoglądałem w serca,
a zaszczepić chciałem również Bożą miłość
i to przekonanie, że Twórca Miłości
z nieba błogosławi serc waszych wybory…
On cieszyć się będzie waszym ludzkim szczęściem
i tym co pięknego da się wam osiągnąć.

Będę uczestniczył w całym waszym życiu
dobrymi myślami a głównie modlitwą
i tym zwykłym ludzkim życzliwym pragnieniem,
żeby się udało, żeby wystarczyło,
żeby żadna siła was nie rozłączyła…
bo prawdziwa miłość naprawdę jest wieczna.

W rodzinie Martina (jego ojca, Wojtka)
istnieję „od wieków” – pięćdziesiąt dwa lata.
Ważne wydarzenia rodziców i dzieci
z mym błogosławieństwem były sprawowane
was też błogosławię w tym samym znaczeniu…
Piękna Caroline, dziś Cię zobaczyłem,
za wnuczkę przyjąłem, jak wcześniej Martina.

Będziecie szczęśliwi – tego się spodziewam -
w waszych oczach widzę radość piękną, twórczą…
Energię i siłę sprawnego działania
łączcie z wrażliwością zwykłego człowieka.
Miejcie człowieczeństwo, to „z najwyższej półki”,
co czasem jest trudne, lecz najszlachetniejsze.