Mój Mistrzu
Byli przekonani...
Czuli swe zwycięstwo.
„Przyparty do muru” już się nie obronisz.
Cokolwiek odpowiesz, stracisz autorytet...
Krzyczeli, grozili
i grzech potępiali.
Pytali przewrotnie,
by skompromitować,
wyśmiać, albo zniszczyć,
w „kozi róg” zapędzić.
Zło trzeba ukarać... Prawo nakazuje!
… przecież prawa strzeżesz.
A Ty zawstydziłeś.
Spojrzałeś dokoła...
Kto z was jest bez grzechu
- po prostu spytałeś
Niechaj się odważy,
kamień rzuca pierwszy.
Nie przewidywali
- nie mogli przewidzieć.
Zmusił do myślenia tych, co osądzali...
Ich pozorna świętość stała się absurdem.
Może ktoś pomyśli...
nim zacznie oskarżać
w swoje spojrzeć serce,
siebie też osądzić...
że miłości trzeba, by dobro ocalić.
A może się uda grzesznika przemienić?
Trzeba go zrozumieć,
spokojnie wysłuchać,
może z nim zapłakać...
nową dać nadzieję
i wiarę przywrócić,
przekonać, że dobro w sercu pozostało.